Archiwum 08 czerwca 2019


Kompromisy i ich konsekwencje.
08 czerwca 2019, 23:48

Hej hej tu wasz ulubiony gej. Dzisiaj poruszymy temat kompromisów. Jako taki mały wstęp do tematu budowania relacji. Temat trudny, ja postaram się to uprościć bo życie już jest i tak wystarczająco skąplikowane samo w sobie :)

Więc większość ludzi twierdzi, że kompromis to wspaniałe narzędzie do budowania relacji. Czyżby? Zacytuję kogoś bardzo mądrego - ,, jeśli ludzie mówią, że kompromisy pomagają utrzymać związek w dobrym stanie to kardiolodzy i onkolodzy dodają - i zostać naszymi pacjentami''. Podpisuję się pod tym rękami i nogami. 

Oczywiście, wiemy wszyscy, że nie ma ludzi idealnych, nie istnieje nasza idealnie dopasowana połówka jabłka, której wszystkie wady dla nas będą niesamowitymi zaletami. Ludzie sa różni i niektóre rzeczy musimy nauczyć się akceptować, jeśli chcemy być w relacjach. Natomiast pojawia się tutaj pytanie, czego ten kompromis ma dotyczyć? Jeśli są to sprawy, które nie wywracają naszego życia do góy nogami, czyli partner chrapie, pierdzi przez sen, nie opuszcza deski albo rozrzuca skarpety po całym domu, albo za długo siedzi pod prysznicem to jak najbardziej. Jeśli jest to coś, co na prawdę możemy w stu procentach zaakceptować to wtedy na kompromis trza iść :)

Jeśli kompromis dotyczy tego, że zdradzamy siebie i zgadzamy się na warunki które nam nie odpowiadają, na brak szacunku lub ogólnie na cokolwiek czego nie chcemy to w zależności od tego, czy wyrażamy to poprzez rzucanie talerzami o ścianę i awantury czy siedzimy i trzymamy to w sobie jak zgniłe jedzenie to właśnie jesteśmy na dobrej drodze do któregoś z powyżej wspomnianych gabinetów lekarskich. Każdy kto kiedykolwiek zdradził sam siebie wie, jak wysoką cenę się za to płaci. I odsetki. Dlatego nigdy nie można tego robić. Kompromis nie może być czymś na co się zgadzamy poświęcając siebie. Jeśli kobieta się pyta co ma zrobić, bo jej partner chce się spotykać z innymi kobietami i proponuje jej otwarty związek a ona tego nie chce, to gdzie tu kompromis? Ona może się zgodzić, zdradzić siebie, powoli tracąc siebie, swoją godność i poczucie własnej wartości. I zaraz się nie obejrzy a będzie wycieraczką do nóg. Wydaje się takie nierealne? Każdy z nas to robi nagminnie i ciągle. Wiecznie się zgadzamy na rzeczy, które nas ranią, krzywdzą i prowadzą do naszej frustracji. Myślimy że kiedyś się to zmieni. Jakiś piękny dzień nastąpi i będzie bajka Disneya. Niestety taki dzień nie nadchodzi. Więc jeśli coś nam nie odpowiada, z czymś się nie zgadzamy to natychmiast mówimy o tym. Mówimy jeden raz. I w zależności od reakcji podejmujemy decyzję. Albo się zgadzam, zamykam się ale nie na zasadzie siedzę cicho a w środku gnije. Po prostu akceptuję to i nigdy więcej o tym nie pomyślę. Albo się nie zgadzam, mówię adios amigos i macham na pożegnanie. Nie pozwalajmy sobie oddawać siebie za garstkę iluzji i bzdury o tym że życie nie jest zero jedynkowe i takim trzeba być elastycznym. Trzeba być elastycznym tylko do momentu w którym nie zginamy się w pół i łamiemy sobie kręgosłup. bo możemy wylądować na wózku, a kto nas popchnie dalej przez życie?