Archiwum maj 2020


Porady od dupy strony ...
13 maja 2020, 21:30

... czyli jak szybko rozpieprzyć dobry związek. Jak zwykle życie samo w sobie przynosi najlepsze inspiracje, dlatego przychodzę dzisiaj do was z kolejną garstką przydatnych informacji. A w tym temacie jestem ekspertem, także proszę mi zaufać.

Dzisiaj porozmawiamy o tym, jak szybko i skuecznie doprowadzić swój związek do ruiny. Opiszę kilka podstawowych błędów, które wydaje mi się że często popełniamy, nie wiedząc jak tragiczne w skutkach może się to okazać. 

Wielu ludzi, kiedy są singlami mają bujne życie. Albo chociaż jakieś życie. Mają jakąś pracę, znajomych, zaintersowania, hobby - wiemy o co chodzi. Coś tam sobie robią, mają jakieś cele, jakieś ważne dla nich sprawy. Natomiast gdy na horyoncie zjawia się książe pędzący na swoim białym rumaku, wtedy te osoby uznają, że teraz już życie jest kompletne i nasza podróż zakończyła się. Więc pierwszym błędem jest ustawienie swojego partnera na pozycji - jedyny cel i sens mojego życia. No przecież już mamy to o czym marzyliśmy całe życie, więc można zakończyć pogoń za zasobami życiowymi i w końcu odetchnąć, tak? Otóż nie.

Kiedy zapadamy się w związek i powoli odcinamy nasze różne akywności, znajomych, inne relacje, wtedy dzieje się rzecz następująca. Przerzucamy odpowiedzialność za nasze życie na naszego partnera. I odłączamy wszystkie wtyczki z prądem. Teraz to on jest centrum wrzechświata, i prąd płynie tylko z jednego źródła. Więc to on musi nam zapewnić szczęście, rozrywkę, zabawę, śmiech, emocje itd. Po pierwsze jest to bardzo obciążające dla drugiej osoby, która oczywiście prędzej czy później poczuje ten bagaż na swoich plecach. Po drugie, tracimy siebie a to oznacza, że nic nie wnosimy do związku. Więc stajemy się egoistami, którzy tylko stoją z łapką wyciągniętą przed siebie. Często mówi się, że błędem jest to, że będąc już jakiś czas w związku jesteśmy zbyt pewni tego, że w nim pozostaniemy i przestajemy się starać. Mogę się zgodzić z tym stwierdzeniem, ale nie całkowicie. Przestajemy się starać o siebie, czyli zaczynamy być NUDNI. A z pustego i Salomon nie naleje. Skoro nic nie robimy, nie stawiamy sobie żadnych wyzwań, nic nie przeżywamy, nie mamy doświadczeń, a dodatkowo wkładamy coraz więcej kamieni do plecaka naszego partnera, to znaczy również, że przestajemy wnosić wartość do związku. I nie ważne że gotujemy obiady, sprzątamy i gramy na organach koncerty dla naszego ukochanego. Dopóki skupiamy się na nim i tylko na nim, to on przestanie mieć przyjemność z przebywania z nami. I czasem powoli, a czasem bardzo szybko zacznie się wycofywać. Tutaj żadna miłość nie pomoże. Wyobraźcie sobie że macie kogoś w domu, kto nie ma w ogóle żadnego celu poza przebywania z wami. Ta osoba zaczyna was nudzić. Nie czujecie żadnej ekscytacji w kontakcie z nią, nie czujecie już zainteresowania. I to zabije każdą miłość. Albo co najwyżej znajdzie się inna na boku od miłego spędzania czasu a w domu będzie zawsze czekała pyszna ogórkowa i mielone. 

Jeśli sytuacja się nie zmieni, i osoba zainteresowana nie otrząśnie się z letargu, prowadzi to do kolejnego błędu. Do więzienia i niewolnictwa. Każdy człowiek, nawet jeśli nie ma kontaktu ze sobą i swoimi emocjami czuje, kiedy ktoś się dystansuje. To się wyczuwa na poziomie komórkowym i całe ciało aż się trzęsie ze strachu. I słowa tutaj nie są potrzebne. To się po prostu wie. I tutaj jest kolejna okazja do zmiany swojego zachowania. Jeśli człowiek się opamięta w porę, to jest szansa to wszystko naprawić. Jeśli jednak się nie opamięta, zaczyna się bać. Bać się odrzucenia. Taki człowiek czuje, że partner się wycofuje, jest nieobecny, bez energii. I reakcją na ten strach, najczęściej jest kontrola. Zaczyna się wpychać swojego partnera do więzienia, bardzo powoli i bardzo subtelnie. Wkróce partner również ani się nie obejrzy, a przestanie mieć swoje życie. Zaczną się awantury, kiedy on będzie chciał zrobić coś dla siebie, samemu. Zaczną się pretensje. Histeria. Płacz. Wpędzanie w poczucie winy (Ja Ci tyle daje, tak się poświęcam dla Ciebie, zawsze jestem dostępna/y dla Ciebie a Ty co?). Gdyby taka osoba się na chwilę zatrzymała i pomyślała - w sumie dlaczego ten człowiek ma chcieć ze mną przebywać i spędzać czas, skoro ja mu nic nie mam do dania - to mogłaby mądrze to rozegrać. Ale najczęściej najpierw musi dojść do jakiegoś szoku jak zdrada, rozstanie, żeby człowiek chciał się zmienić. Często już wtedy jest za późno na ratowanie. Więc póki co ona zna jedyną metodę na pozbycie się dyskomfortu spowodowanego dystansowaniem się partnera - kontrola. I próbuje sprowadzić swojego partnera do takiego samego poziomu, czyli żeby on nie miał najlepiej nic innego w życiu. I wtedy będzie się bał odejść. Dużo osób żyją w takich związkach przez lata. Więc z jakiegoś powodu im to odpowiada, ja jednak uważam, że nie jest to zdrowa sytuacja dla żadnej ze stron. 

Kolejną sprawą (i tutaj się zwracam raczej do kobiet) jest bycie mamusią dla swojego partnera. Pilnowanie czy zjadł, czy wziął leki, czy nastawił budzik, czy poszedł do lekarza i tak dalej. Po pierwsze wydaje mi się (nie jestem mężczyzną co prawda, ale tak czuję), że to całkowicie obcina facetowi jaja. No on jest dorosłym mężczyzną, a tutaj ktoś traktuje go jakby był conajmniej ułomny. Co on nie wie kiedy ma zjeść? Chyba nie trzeba dorosłemu mężczyźnie zabierać kierownicy od jego życia. Skoro nie wstanie do pracy, to nie pójdzie do niej, dostanie nagane od szefa albo nie, i następnym razem będzie pilnował, żeby wstać na czas. A jak nie będzie pilnował, to zostanie zwolniony z pracy. A jeśli potem sobie nie poszuka drugiej, to wiemy że ten człowiek nie bardzo lubi pracować i zarabiać i wtedy możemy podjąć decyzję co robić. Ale takie bawienie się w mamusię w mojej opinii i z mojego doświadzenia ma na celu uchronienie się od zobaczenia człowieka takim, jakim jest bo boimy się że jak on nie będzie taki jak chcemy to my nie damy rady się rozstać. Więc pozostajemy w bezpiecznej iluzorycznej kontroli i nie musimy się zabrać za robotę nad sobą. Poza tym, jeśli stajemy się mamą, to zastanówmy się, który zdrowy człowiek chce sypiać i uprawiać seks z własną matką? Oprócz Edypa, nie znam takiego. Więc z pożądaniem też możemy się pożegnać.

Oprócz bycia mamą, odwrotność tego zjawiska również może być pomocne w rozwaleniu relacji. Czyli bycie malutkim nieporadnym dzieckiem i stawianie znów partnera w roli rodzica. Czyli zachowywanie się jak małe dziecko, które wszystkiego się boi, jest ofiarą i oczekuje nieustającego wsparcia w każdej sprawie i każdej sytuacji. Niektórym się wydaje że to takie słodkie. Oczywiście kobieta jest kobietą, ona nie wniesie szafy na 4 piętro a facet da radę. Kobiety przeważnie są słabsze fizycznie od mężczyzn i myślę że mężczyznom się to podoba. Ale my tutaj mówimy o skrajnościach. Czyli kobieta dorosła mogłoby się wydawać, oczekuje że facet będzie z nią 24 godziny na dobę i pomagał jej w każdym najmniejszym problemie. Nawet jeśli on ma swoje problemy, swoje sprawy, zmartwienia. Nie ważne, on ma być na warcie cały czas w gotowości. Ja tak lubiłam robić, szczególnie lubiłam używać takiej manipulacji, kiedy mój facet nie odbierał to ja mówiłam - nie odbierasz, nie mogę na Ciebie liczyć, a CO JAK MI SIĘ COŚ STANIE ?!?!?!. Jak się możecie domyślić, już nie jesteśmy razem :D. Więc osoba, która obiektywnie może sobie poradzić z jakąś sytuacją, a biegnie od razu do partnera z płaczem ALE CO JA MAM ROBIĆ, na pewno jest na dobrej drodze do rozpieprzenia swojego związku. Oczywiście są sytuacje ciężkie kiedy na prawdę potrzebujemy wsparcia i wtedy miło by było gdyby partner był dla nas. Ale jeśli to wygląda tak, że prawie że kupy nie możemy zrobić bez niego, to warto się zastanowić. 

Wymieniłam tylko kilka błędów, które popełniamy w relacjach. Natomiast wiem że nie każy lubi czytać powieści, dlatgo kończymy na dzisiaj. Życzę wam jak najlepszych związków, szczęśliwych i życzę wam nie popełniania błędów aby uchronić się przed niepotrzebnym cierpieniem.